Kilka słów o przeklinaniu – bo przecież wszyscy to robią w biznesie
Jeśli uważasz, że Twoja wrażliwość nie pozwala Ci czytać / używać przekleństw, po prostu odpuść sobie dalsze czytanie tego tekstu…
My po prostu piszemy, jak jest.
Wszyscy wkoło przeklinają
Po pierwsze – wszyscy klną. Mniej lub bardziej, ale każdy. Nawet Ty, choć pewnie nie chcesz się do tego przyznać. Jeśli nie na głos – to masz całkiem spory zasób tego rodzaju słownictwa. Bo nawet, jeśli uważasz się za osobę szczególnie kulturalną, to nie wyklucza to znajomości wulgaryzmów. Gdybyś ich nie znał, nie oburzałbyś się, gdy je usłyszysz, prawda… 😉
Klną nawet najbardziej eleganckie panie prawniczki. Gdy się uderzą w palec – wymruczą przekleństwo. Im bardziej będzie bolało, tym gorsze. I na pewno nie będzie to “o kurza nóżka” czy też “o motyle skrzydełko”.
Po drugie – czasem przekleństwo prościej opisuje stan rzeczywistości. I odzwierciedla uczucia.
Niektórzy będą się zapewne obruszać. Jak to, przecież ja nie używam brzydkich słów! Przeklinanie w pracy i biznesie – to nieprofesjonalne. Co na to etyka, co na to poprawność polityczna! Och, ja z takimi wulgarnymi osobami nie rozmawiam / nie robię biznesów – obracam się tylko wśród osób oficjalnie kulturalnych. Jak można coś takiego powiedzieć! Toż to przecież nie trzyma poziomu!…
A może skupiasz się zbytnio na formie, a niekoniecznie na treści?
Oczywiście – dbałość o język, jego czystość i poprawność oraz ogólną estetykę wypowiedzi / tekstu pisanego jest bardzo istotne. Zgadzamy się z tym w 100%.
Jednak czasem inaczej się nie da, jak soczyście i siarczyście zaklnąć w pracy. Czasem piękna, literacka mowa godna Mickiewicza czy Sienkiewicza, po prostu będzie nieadekwatna do sytuacji.
Poza tym sugerujemy przeprowadzenie małego testu i zbadanie (własnousznie), jakim językiem white i blue collars-i rozmawiają w toalecie, podczas lunchu, podczas imprezy integracyjnej czy na przerwie na papierosa. Posłuchajmy handlowców, a nawet kierowników, dyrektorów i prezesów w sytuacji non-official. Jakie wnioski?
Tu mała dygresja.
Zdecydowana część z nas – szczególnie pracujący w korporacjach – żyje w ciągłym biegu i stresie. Dźwigamy na barkach wyśrubowane targety, które musimy realizować pod presją czasu. Spędzamy w pracy długie godziny. Przepracowanie, zmęczenie, praca do wieczora… Na życie osobiste, realizowanie pasji, odprężenie, zbyt często po prostu brakuje sił i czasu. Brakuje go też na odreagowanie.
I teraz powrót do głównego wątku.
Widzimy kilka głównych powodów używania przekleństw w pracy i biznesie.
Bo przekleństwo ma często wiele znaczeń 😉
Pod wpływem strachu.
O ku…a, co teraz będzie?
Zamiast – Ojej jak bardzo się teraz boimy.
Pod wpływem gniewu.
Za…dolę go!
Zamiast: Pozwę go i poniesie wysokie koszty.
Dla oceny jakości pracy.
Zjeb..eś ten projekt.
Zamiast: Jest mi bardzo smutno, że tak źle wykonałeś to zadanie.
Dla określenia parametrów.
W ch.j daleko.
Zamiast: Jeszcze bardzo daleko do końca tego projektu.
By kogoś skomplementować
Zaje..cie zrobione!
Zamiast: Bardzo właściwie wykonana zlecona praca.
Dla określenia terminu.
Zaj…cie tego potrzebujemy!
Zamiast: Jest to nam niezbędnie potrzebne.
By poddać coś w wątpliwość.
A na ch..j nam to?
Zamiast: Wydaje się, że niekoniecznie będzie to dla nas przydatne.
By rozładować emocje.
Zaraz ku..a wybuchnę!
Zamiast: Mój poziom emocji znacznie się zwiększy.
Żeby nie było wątpliwości – wcale nie jesteśmy zwolennikami wulgaryzowania języka. Wcale nie zalecamy tego, by zamiast kulturalnych wypowiedzi, używać soczystych przekleństw. Pamiętaj jednak, że czasem jakoś tak samo wychodzi… : ) Zamiast się spektakularnie oburzać, pomyśl, z czego to może wynikać.
Chyba że ktoś używa wulgaryzmów rozmyślnie i z premedytacją, na przykład po to, by zostać Szefem Gnidą. Wówczas Twoje oburzenie jest całkiem słusznie. Ale o tego typu szefie napisaliśmy w zupełnie innym wpisie.